Mój pierwszy raz


Jest zima 2016 roku. Nie zastanawiam się długo. Nie obawiam hipotermii, choroby czy zawału. Nie myślę. Po prostu czuję, że muszę to zrobić. Zaczynam szukać. Jak się za to zabrać? Z kim dam nura? Wyczytuję, że przed wejściem konieczna jest rozgrzewka. Krótki bieg, kilka pompek, seria pajacyków i można się zanurzać. Ale jak? Co ze sprzętem? Czapka i rękawiczki to zestaw obowiązkowy (no, na pewnym etapie oczywiście 😎), kąpielówki tez warto mieć. Buty do wody to kwestia indywidualna. Ja np. nie korzystam, ale szanuję. Wchodzę do wody stopniowo zanurzając się do szyi. Zaczynam czuć przyjemne mrowienie i kostniejące stopy. Trochę zaczyna mnie trząść - staram się panować nad tym, skupiając uwagę na oddechu. Już wiem, ze zostanę morsem. Po kilku minutach wychodzę i szybko się przebieram, bo tak podpowiada intuicja (No dobra, Ojciec mnie tego nauczył). Następnie powtarzam czynność sprzed kąpieli i biegam dopóki znów zacznę czuć stopy 🙂
W lodowatej wodzie można poznać ludzi z pozytywną energią, poczuć moc endorfin i stać się silniejszym. Zacząć inaczej postrzegać chłód. Lód, kry i przeręble stają się bliższe Twemu sercu :D


W ten sposób zapoczątkowałem przygodę życia.

To be continued,
RoczniakJ.

Komentarze

  1. Zachęcający wpis. Spoko blog. Jednak, czy to aby dla wszystkich? A jak ktoś ma słabe serce, to jak ma zaczynać morsowanie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Z informacji w internecie wynika, że ludzie borykający się z problemami kardiologicznymi nie powinni morsować. Należy pamiętać, że to tylko internet. Obyś, Jacku Roczniaku, miał pozytywnego lekarza, który skieruje Cię do syna na terapię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może i ja bym się ochłodził...��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mastro Defence System

MDS Czechy!

Radek "The machine" Paczuski - rozmowa