Free solo - recenzja
Wspinałeś
się kiedyś bez zabezpieczenia? Prawdopodobnie nie, bo free solo uprawia mniej
niż 1% wspinaczy. To sport ekstremalny, w którym nie ma czasu na błędy. Nie ma
drugiej szansy. Większość wyczynowców prędzej czy później ginie. Na czym
dokładnie polega ten sport? Jak zapanować nad strachem oraz czy zawsze chodzi o
dążenie do perfekcji? To zasadnicze kwestie poruszone w filmie „Free Solo:
Ekstremalna wspinaczka”.
To
doskonała produkcja w reżyserii Jimmiego China i Elizabeth Vaserhaleyi. Został
doceniony Oscarem za najlepszy, pełnometrażowy film dokumentalny. Zebrał także
kilka innych, równie ważnych w branży filmowej nagród. Głównym bohaterem jest
Alex Honnold, który podejmuje próbę pokonania ściany El Capitan (2307m.) w
Parku Narodowym Yosemite. Zgodnie z zasadą „free solo”, a więc w pojedynkę i
bez zabezpieczeń.
Po
tysiącu dniach wspinaczkowych decyduje się na czyn, którego nikt wcześniej nie
dokonał. Nie zważa na ogromne ryzyko. To wielki pasjonat z wizją. Da się to
zauważyć w jego sposobie bycia, jedzenia oraz relacji z bliskimi. Jakby nic poza
wspinaczką się dla niego nie liczyło.
(ściana El Capitan, Yosemite)
Honnold
powtarza, że najtrudniej jest zapanować nad umysłem. Konieczne jest według
niego, odstawienie strachu na bok. Twierdzi także, że musi ćwiczyć wszystkie
ruchy tak długo, aż przestanie się ich bać. Warto spojrzeć na ten film także
pod kątem medytacji. Skupienie, koncentracja, opanowanie. To nieodłączne
elementy uprawiania sztuki „free solo”.
Zachęcam
do wyrobienia sobie własnej opinii na temat „Ekstremalnej wspinaczki”. Mogę
jedynie dodać, że Strefa dyskomfortu to blog o ludziach takich jak Alex. Stale przekraczających
granice, dla których nie ma rzeczy niemożliwych.
To
be continued,
RoczniakJ.
Komentarze
Prześlij komentarz